Archiwa miesięczne: Kwiecień 2013

No i drugi maraton w życiu przeszedł do historii…

Orlen Warsaw Marathon przewyższył moje oczekiwania co do maratonu w każdym względzie.

Były co prawda małe niedociągnięcia i pewien niesmak związany z sobotnim biegiem charytatywnym z wbiegnięciem na stadion narodowy, ale ogólnie wieeelki wypas.

Image

Wynik pewnie niektórych nie zachwyci, ale dla mnie jest całkiem całkiem – 4:03:31 brutto i 4:00:36 netto. Na wynik miało wpływ wiele czynników – kolejka do toitoi na starcie, skąd udało mi się wyjść już w trakcie liczenia do startu, przez co nie mogłem ustawić się w odpowiedniej strefie. Ponadto tłok na pierwszych dwóch kilometrach i wynikające z tego tempo powyżej 6:20. No i niestety wypite napoje, które ciążyły mi na pęcherzu od 10 kilometra znalazły swoje ujście na 27-ym kilometrze, przez co także straciłem około 30-40 sekund.

Image

Ogólnie biegło mi się wyśmienicie – co także potwierdza opalenizna, jaką otrzymałem w bonusie. Ponadto kolega, pod którego zaczepiłem się chyba na 12-ym kilometrze pozwolił mi psychiczny odpoczynek podczas biegu i odpowiednie trzymanie wolniejszego tempa przez pierwszą połówkę biegu.

Plan był taki, aby w drugiej części przyspieszyć, ale … jak mówią maraton zaczyna się od 30-tego kilometra, co odczułem także ja. Po tym kilometrze jakby ubyło trochę sił i nie było mocy do przyspieszania, co także utrudniało przygrzewające coraz mocniej słońce. Po wizycie w toi toi-u zgubiłem kolegę – zająca, którego odnalazłem koło Łazienek … jak szedł! Klepnąłem go po plecach i zachęciłem do dalszego wspólnego biegu, jednak po chwili już go nie było, oglądałem się za nim, ale go już nie widziałem. Od ronda de Gaulla było już ciężko – w oddali  widać było stadion, a sił było coraz mniej – jednak cały czas biegłem, choć trochę wolniej.

Image

Zbieg z mostu Poniatowskiego i … do mety jeszcze ponad 2 kilometry – trzeba się sprężyć …

Doping kibiców był niesamowity, ja chciałem przyspieszać, a nogi nie. Tu się trochę pogniewaliśmy na siebie, ale co tam…

W końcu meta i czas, który nie zwalał z nóg – liczyłem na lepszy, ale i tak poprawiony w stosunku do maratonu poznańskiego z ubiegłego roku o ponad 30 minut.

Image

Poznałem wiele nowych osób, wrażenia ogromne pozostaną i do następnego maratonu…