Wyjazd na Nocny Półmaraton był zaplanowany już dawno. Tak naprawdę miałem wziąć w nim udział już w tamtym roku, ale dzień wcześniej uległem wypadkowi i w gipsie wróciłem do domu. Tym razem miałem przełamać złą passę i udało się. Do Wrocławia jechałem tradycyjnie Polskim Busem i miałem nadzieję na nocleg na hali sportowej. Pogoda jak zawsze dopisywała tzn. w czasie kiedy akurat nie padał deszcz 🙂 W sobotę po przyjeździe i odbiorze pakietu startowego wybrałem się do centrum miasta na obiadek – pierogi leniwe, które kiedyś tak bardzo smakowały mi w tym mieście. Niestety wiele się zmieniło od tego czasu i obszedłem pół miasta, a leniwych nie udało mi się znaleźć i wylądowałem w kfc 😦 Tydzień poprzedzający start w mieście mostów i kanałów wstawałem o 4 do pracy, więc był mały deficyt snu, co starałem się zbilansować gdzie i kiedy się dało. Tak było też po powrocie z obiadu na halę sportową, gdzie odbierano pakiety – podrzemałem sobie małe co nieco ze słuchawkami w uszach.
Wrocław ma świetną bazę w postaci miejsca AWF-u, którą idealnie wykorzystano podczas tej imprezy – tylko pozazdrościć… Hale sportowe, boiska – czyli wszystko co potrzeba do organizacji dużej imprezy, bo taką był 3. PKO Nocny Półmaraton Wrocław. Gdyby nie ograniczenie ilości biegaczy do 7 000, to myślę, że spokojnie ta liczba dobiłaby do 9 tysięcy. A może nawet więcej. Rynek zbytu pakietów startowych kwitł w ostatnich tygodniach niesamowicie. Sam widziałem ceny nawet 200zł za pakiet! Wracając do organizacji to było mega fajnie. Od początku do samego końca – razem z wielką sceną i ogromnym wyświetlaczem na którym można było do końca oglądać wbiegających na metę.
Trasa półmaratonu niby płaska, ale specyfika mostów robiła tu dość dużą różnicę, ponieważ każdy z mostów to jednak pewne wzniesienie i dalej zbieg. Nie wiem ile ich było na trasie, ale było to ciekawe doświadczenie. Było też trochę kostki brukowej, ale mało uciążliwej. Na szczęście nie padał deszcz i nie było ślisko. Niestety chyba biegłem za szybko, bo nie było mi dane oglądać zbyt wielu iluminacji mostów, które potem obejrzałem w internecie i naprawdę robiły wrażenie. No i medal – fajny krasnal, który wraz z medalem z wrześniowego maratonu będą stanowiły całość. No cóż – termin maratonu koliduje z Biegiem Lechitów, więc raczej nie wezmę w nim udziału, ale może w przyszłym roku???
Czekam na zdjęcia z imprezy.
Altomowców było jeszcze dwóch – Andrzej Krzyścin, którego spotkałem w szatni i zamieniłem kilka słów oraz Norbert Wojciechowski. Nasze czasy to:
Andrzej Krzyścin 1:18:05
Norbert Wojciechowski 1:26:44
Jacek Małkowski 1:29:56