11 sekund – tylko tyle zabrakło do upragnionej trójki z przodu na dystansie 10km. Tak mało i tak dużo można powiedzieć. Bieg Europejski miał być areną, gdzie uda się w końcu złamać magiczną granicę 40 minut. Jak to jednak bywa w życiu nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i tutaj nie powiodła się ta sztuka – czas na mecie 40:10.
Ale od początku. Po niedzielnych zmaganiach w Ostrowie Wielkopolskim na dystansie półmaratońskim nie pozostało już chyba w organizmie dużych śladów – mięśnie nóg przestały boleć, opalenizna lekko zeszła. Od tego czasu udało się zrobić dwa treningi – pierwszy to lekkie i krótkie rozbieganie po zawodach, a drugi w czwartek to kilka milówek w tempie progowym oraz szybkie dwusetki. Miały być po cztery powtórzenia, ale coś się zadziało w zegarku i wyszły trzy 🙂 Może to i dobrze, bo po trzeciej dwusetce odczułem dziwny ból w prawej stopie, a spowodowany chyba zakończeniem żywota moich saucony na asfalcie. Popołudniowe zmiany w pracy pozwoliły mi też się w końcu wyspać, co jest bardzo ważne (codzienne wstawanie o 4 rano daje w kość). Pogoda także sprzyjała pobijaniu życiówek, bo było pochmurno, około 12 stopni i bez silnego wiatru. Co prawda wiatr troszkę przeszkadzał na długiej prostej na Alei Reymonta, ale tylko tam na szczęście 🙂 Przed startem jeszcze zdjęcie grupowe altomków i za chwilę start.
Umówiłem się z Krzyśkiem i Adamem na wspólny bieg z założeniem czasu poniżej 40 minut. Start bardzo ciasny i to z użyciem wielu łokci, dostałem kilka kuksańców, ale potem na deptaku już się wszystko wyrównało i zrobiło miejsce na spokojny bieg. Nie patrząc na zegarek biegliśmy w miarę równo, potem nawrót przed Trzema Mostami i powrót na Rynek. Chciało się biec szybciej, mocniej, ale wiadomo, że trzeba zachować siły na później. Na trasie doping kibiców, znajomych, zespoły muzyczne – wszystko naprawdę super! Trasa składa się z dwóch pętli – 4 i 6 km, co ma też swoją zaletę – mijania się z czołówką biegu! Druga pętla dłuższa jest zawsze trudniejsza, bo już na małym zmęczeniu. Punkty z wodą umiejscowione na ulicy Konikowo po obu stronach ulicy w miarę dawały radę przynajmniej w moim zakresie czasowym. A trasa bajka – płaska i szybka. Naprawdę jedna z szybszych na których biegałem. Może minusem jest kostka brukowa w okolicach Rynku i deptaku, którą nie każdy lubi.
W biegu brało udział naprawdę wielu znanych sportowców, których znam ze szklanego ekranu… Krystian Zalewski, Dominika Nowakowska, ale także na przykład Iza Trzaskalska, którą widzieliśmy na treningu na stadionie w Szklarskiej Porębie w sierpniu ubiegłego roku. Czołówka biegu szybko się ukształtowała w formie trzech czarnoskórych zawodników z Kenii, potem Krystian Zalewski i dalej ukraińscy biegacze. Taka klasyfikacja utrzymała się już do mety z wygraną Hilarego Kimaiyo z czasem 28:58. Bieg w moim wykonaniu oceniam jako w miarę dobry, choć na 6 i 7km przyszło małe zmęczenie związane może z przednim wiatrem, a co za tym idzie zwolnienie tempa. Potem starałem się już przyspieszyć i nie pozwolić się wyprzedzić wspólnie biegnącym zawodnikom.
Ostatnie metry na ulicy Dąbrówki to już mega przyspieszenie i wyprzedzanie aż do mety. Na mecie nie czułem specjalnie zmęczenia, więc chyba za późno zabrałem się za przyspieszanie – może trzeba było zacząć już właśnie od 6 -tego kilometra?
Trochę szkoda tych kilku sekund do spełnienia marzenia, ale cóż… na pocieszenie pozostaje zdobyta nowa życiówka (szybsza o 23 sekundy niż rok temu) i dalszy trening – może uda się jeszcze w tym roku?
Po biegu jeszcze rozmowa z innymi biegaczami – Artim Kujawińskim o ukończonym Sparthatlonie (to jest dopiero wyczyn!!!) i poznanym kolegą, który pobiegł dzisiaj 34 minuty (też bym tak kiedyś chciał :)). Potem pognałem jeszcze na Rynek obejrzeć ceremonię nagród dla najlepszych, ale tutaj zawsze jest słaby punkt, bo frekwencja bardzo nikła… Może jakieś losowanie nagród zmieniłoby tę sytuację? Co 25-ty zawodnik na mecie mógł odebrać patelnię od firmy Altom, ale dopiero po ogłoszeniu wyników po 18.30 – było tu małe zamieszanie, bo wcześniej przychodziły nieoficjalne wyniki w smsie. W każdym razie mnie ta promocja nie objęła 🙂 Aha sam pakiet startowy bardzo fajny, bo koszulka techniczna, plecaczek – worek na buty, kubek i to w fajnej wielkości, kolejny gadżet kuchenny w postaci tarki do warzyw, napój energetyczny, a na mecie fajny medal z kompletu z państwami europejskimi. W tym roku na tapecie była Dania, nawet biegł ambasador duński, a ponadto bieg miał zgodę na użycie wizerunku Syrenki Kopenhadzkiej. Bieg miał także rekordową frekwencję ograniczoną najpierw do 1200, a potem 1500 biegaczy. Na liście startowej było w końcu 1580 biegaczy, a w wynikach na mecie ujęto 1446 biegaczy. Ciekawe co za rok?