Archiwa miesięczne: Listopad 2017

5. PKO Nocny Wrocław Półmaraton

          Nocny, nocny … półmaraton we Wrocławiu to moje trzecie podejście a prawie czwarte 🙂 Bieg z roku na roku ewaluuje z ilością zawodników, oprawą, sposobem obsługi biegaczy i pewnie wieloma innymi czynnikami o których nie wiem. Tegoroczny 5. PKO Nocny Wrocław Półmaraton był inny niż ubiegłoroczny, chociażby ze względu na umiejscowienie mety na Stadionie Olimpijskim. I to chyba najfajniejsze zakończenie ze wszystkich, choć mi osobiście nie do końca odpowiadało. Fakt, było barwne i ciekawe jak to wbieg na stadion, ale po minięciu mety – szybki medal, woda, banan i przeganianie, bo wbiegną następni… Nie ma możliwości obejrzenia jak wbiegają znajomi, kibicowania im … chyba że szybko zrobisz rundkę dookoła stadionu i będziesz dopingował im na trasie 😦 Za stadionem bardzo czytelnie opisana strefa odżywiania ze stołami i ławkami — bardzo fajnie, choć tylko żurek po biegu …. No i aby dokończyć minusy – dość daleko oddalone szatnie, depozyty i prysznice od mety oraz mikrostrefa expo jak na zawody z tak dużą ilością startujących. Zakończenia biegu z ubiegłych lat miały ciekawszą oprawę dla biegaczy i ich bliskich, gdyż ze strefy odżywiania można było obserwować na wielkim ekranie metę i wbiegających tam zawodników – kibicować im i oczekiwać na ostatnich wbiegających na metę. Ponadto obok była ustawiona scena, gdzie byli dekorowani zwycięzcy – to wszystko działo się na oczach wszystkich, a nie tylko na oczach zgromadzonych na trybunach kibiców… Tego zabrakło w tegorocznej edycji…

Prawie 12 tysięcy zapisanych to robi wrażenie… Bieg ukończyło 9894 a wystartowało prawie dziesięć tysięcy – to naprawdę tłum zapychający wrocławskie ulice nocą…

Do Wrocławia przyjechałem tradycyjnie już Polskim Busem (tanio i w miarę szybko), potem tramwajem nr 9 na ulicę Mickiewicza i już od 17.30 mogłem spokojnie odebrać pakiet startowy 🙂

Pogoda tym razem nie zaskoczyła biegaczy, choć wolałem jednak spodziewany deszcz, a tu zrobiło się parno i duszno, czyli raczej nieprzyjaźnie dla biegaczy… Przygotowania do nocnego były raczej skromne, więc nie liczyłem na pobicie życiówki, choć coś tam w głowie zawsze siedzi… Muzyka w tym roku na starcie była klasyczna i w zasadzie już dalej na trasie nie słyszana. Trasa minimalnie zmieniona i przez to trochę mnie zaskoczyła. Po bardzo tłocznym starcie (kto wpuszcza ludzi biegnących na dwie godziny do pierwszej strefy???) próbowałem biec tak, aby mieć w zasięgu wzroku baloniki na 1:30, ale okazało się to niemożliwe. Jak okazało się po biegu, panowie zagadali się za mocno i za bardzo spięli na starcie, bo na drugim kilometrze już ich nie było widać… No cóż, trzeba liczyć na siebie w takiej sytuacji. Postanowiłem biec na samopoczucie, bez spoglądania na zegarek i niepotrzebnego stresu… W końcu biegłem z czterema jedynkami na piersi – fajny numerek dostałem 🙂

  

Trasa nocnego jak zawsze urokliwa, choć w tym roku zabrakło mi iluminacji, które w ubiegłorocznej edycji były niezwykłą ozdobą biegu. Na trasie, jak zawsze nie zabrakło ze dwóch kryzysów, które udało się zwalczyć i gdybym jednak biegł z balonami lub w synchronizacji z zegarkiem, mógłbym osiągnąć lepszy czas… Jednak zawsze niemile wspominam końcowe kilometry na nocnym  – bieg wzdłuż parku ciemną ulicą z dziurami i kałużami nie jest zbyt bezpieczny i komfortowy. Tegoroczna edycja zakończenie biegu miała na wyremontowanym stadionie z żużlową nawierzchnią, na której startują zawodnicy Sparty Wrocław. Nie jest to zbyt wdzięczna nawierzchnia dla biegaczy, szczególnie na końcowych metrach, ale próbowałem dać tu z siebie wszystko, co oszczędziłem na ciemnej uliczce Różyckiego…

   

Czas na mecie 1:31:37 – szału nie ma, ale wstydu też nie … Po biegu spotkanie ze znajomymi i wspólna bieda-jedzenie w strefie odżywiania. A potem ponieważ zrobiło mi się już chłodno pobiegłem do hali po odbiór depozytu i tu meeeega kolejka – stałem około 30 minut… Złe oznakowanie worków – bo pisanie pisakiem na białym worku to kiepski pomysł – to główna przyczyna tak długiego oczekiwania na depozyt. Sytuacja taka jak rok temu, ale jak widać organizatorzy nie wyciągnęli odpowiednich wniosków, a wystarczy wydrukowany numer na papierze samoprzylepnym i worek w pakiecie startowym… No cóż, może za rok będzie lepiej? Po kąpieli udałem się na halę przespać trochę i powrót do domu…. Chyba to mój ostatni nocny we Wrocławiu…