Archiwa miesięczne: Kwiecień 2015

ORLEN WARSAW MARATHON 2015

    W sobotę 25 kwietnia wraz z żoną i synem wyjechaliśmy do Warszawy na maratoński weekend – najpierw samochodem do Poznania, a potem Polskim Busem. Warszawa przywitała nas niemiłym incydentem w metrze, ale cóż… Potem było już tylko lepiej – odbiór pakietu w biurze zawodów. Pakiet jak zwykle bogaty (m.in. koszulka techniczna, praktyczna czapeczka, izotonik). Potem Pasta Party na Stadionie Narodowym ( w tym roku porcja już płatna 10zł, ale pyszna i warta swojej ceny) i odpoczywając oglądaliśmy jak układają murawę na miejscu, gdzie tydzień wcześniej ścigali się żużlowcy. Uff, sobota była naprawdę upalna, około 25 stopni i te tłumy ludzi wypoczywających nad brzegiem Wisły widziane z mostu Poniatowskiego… Po 16-tej dojazd do hotelu, chwila odpoczynku i spacer do Złotych Tarasów, a potem późny powrót do hotelu.

    Niedzielny poranek był rześki (organizatorzy zadbali o dobrą pogodę) – ciężko było wstać i musiałem zmusić się do spakowania i wyjścia z hotelu – wczorajsze spacery dały mi dość mocno w kość. Dojechałem zatłoczonym tramwajem w okolice Stadionu Narodowego i jak na złość oprócz senności bolała mnie jeszcze głowa. Na szczęście miałem ze sobą apap. Przed startem miałem spotkać się z Adamem, więc czekałem na niego w miasteczku biegowym, które było fajnie zorganizowane. Na leżaku przebrałem się, spakowałem do końca i pojawił się Adam. Oddaliśmy rzeczy do depozytu, szybka wizyta w toitoi i spacer na linię startu. Przejście obok strefy elity i te tłumy biegaczy podkręciły adrenalinę. Po starcie tłumy ruszyły i my razem z nimi.

#OWM

Start maratonu

na trasie maratonu

553cc716de4e4_gd

Dobrze, że przeszliśmy na sam początek naszej strefy biegowej, bo ścisk był dość duży i jeszcze dalej za mostem Świętokrzyskim przepychaliśmy się i wyprzedzaliśmy wiele osób. Około 12-stego kilometra Adam niestety został trochę w tyle ze względu na bolące kolano i dalszy bieg kontynuowałem samotnie, choć rozmawiając z wieloma osobami. Po 22-gim kilometrze nie wierzyłem własnym oczom, bo wodę podawał Tomasz Lis … 🙂 Szacunek.

W miarę równym tempem i bezboleśnie dotarłem do 38km i dopiero tutaj zacząłem odczuwać lekkie osłabienie, które nie pozwalało już na przyspieszanie, choć wiedziałem już, że życiówka będzie pobita. Potem Most Świętokrzyski, ostatni łuk przy Narodowym i meta – 3:24:01 netto i 3:25:19 brutto. Zero bólu, zero ściany – chyba za mało dałem z siebie 🙂

medal owm2015

medal owm2015

meta

      Kolejna bariera w maratonie złamana. Potem krótki odpoczynek w strefie masażu, szybkie zanurzenie nóg w lodowatej wodzie, masaż i wypite w dużej ilości kubeczki soku pomarańczonego :). Dalej prysznic w kabinkach, mały posiłek i relaks na wprost telebimów, gdzie widać było jak ostatni maratończycy osiągają metę, niektórzy nawet cały dystans na boso.  Mercedesa ani innych nagród nie wylosowałem, ale może w przyszłym roku się uda???

     Podsumowując – bardzo fajnie spędzony weekend na sportowo, bieg zorganizowany profesjonalnie i z dużą pompą, choć już ciut mniej zamożnie niż w poprzednich edycjach. Organizacyjnie bez zastrzeżeń – nowa trasa jak dla mnie super, tylko jedna agrafka, jeden ostry zbieg, który w pierwszej edycji był podbiegiem, bogato wyposażone stoły w strefach, uroda medalu dyskusyjna, ale o gustach się nie dyskutuje :).

Teraz czas na nowe plany związane z maratonem – myślę, że są jeszcze duże zapasy na kolejne rekordy, może jeszcze w tym roku? Kto wie?

XIII Bieg Europejski Gniezno

   _DSC9277 Bieg Europejski w Gnieźnie to kolejny start tej wiosny. Do startu na dystansie 10km nie wykonywałem żadnych specjalnych przygotowań  – po prostu kontynuuję mój plan przygotowawczy do maratonu. Mimo tego udało się kolejny raz pobić nowy rekord.  Tydzień poprzedzający zawody był dość uciążliwy – codzienne przez 7dni poranne wstawanie o 4 do pracy i popołudniowe treningi podczas różnorodnej aury dały trochę w kość. Po piątkowym wybieganiu miałem jeszcze dodatkowo obtartą piętę i dziwne zawirowania żołądkowe w środku tygodnia. Ale dość narzekania. Jadąc do centrum na zawody uświadomiłem sobie brak zegarka, ale nie chciałem się już cofać i postanowiłem biec bez niego.

_DSC8617 c_IMG_3704

Była to chyba dobra decyzja, bo po starcie biegło mi się dobrze i dopiero około siódmego kilometra wyprzedzili mnie koledzy biegnący na złamanie 40 minut na mecie. Były chęci, aby zabrać się z nimi, ale wiedziałem, że nie jestem jeszcze w stanie utrzymać takiego tempa do mety. Mimo to od ulicy Chrobrego zacząłem przyspieszać i udało mi się jeszcze wyprzedzić kilka osób :). Metę udało się osiągnąć w czasie 40:33, czym pobiłem moja kolejną życiówkę na tym dystansie. Po biegu zrobiłem sobie jeszcze schłodzenie wokół jeziora Jelonek i czułem się wyśmienicie.

ostatnie metry przed metą 1897955_1128580027168744_2930801693432751702_n

Mam nadzieję, że po Orlen Warsaw Maratonie też będę tak się czuł 🙂 A maraton już w najbliższą niedzielę 🙂 Oby udało się mimo ciepłej aury na weekend osiągnąć zamierzony czas, czyli złamanie 3:30 !!!