Po zapisaniu się w lipcu! na listę startową – wystarczyło tylko trenować, aby do września nabrać formy i w pierwszym półmaratonie w tym roku pobić życiówkę… No nie ma tak lekko.
Jak to w życiu bywa, praca – dom i takie tam, nie pozwalają na pełne oddanie się treningom biegowym, a poza tym wakacje też nie zawsze oznaczają tylko labę.
Ale co tam, w końcu po zaprawie biegowej w Szklarskiej Porębie 🙂 udało się wystartować w legendarnym Biegu Lechitów po raz kolejny.
Tłumy jak zwykle na starcie 🙂 Potem było już luźniej i ta dłuuuga prosta którą wszyscy lubią
Niestety forma tak ciężko wypracowana wystarczyła tylko na 15km … potem spuchłem i końcówka, która miała być ukoronowaniem biegu okazała się najsłabszym punktem, choć nie mogłem sobie odmówić finiszu pod górkę ostatni km aż na Rynek!
Życiówka co prawda kilka sekund poprawiona (1:41:37), ale żal pozostał… Trochę jednak było za ciepło jak dla mnie…
No cóż, będzie przynajmniej motywacja do dalszego progresu.
W tym roku pozostaje jeszcze niepodległościowy Luboń 11.11 – 10km po ulicach Lubonia. A potem laba … czyli regeneracja 🙂