Pierwszą edycję zawodów biegowych w Święto Niepodległości w Gnieźnie można uznać za bardzo udaną. Dotychczas 11.11 świętowałem w Luboniu, gdzie impreza biegowa tego dnia przyciągała tłumy biegaczy i kibiców, ale w tym roku powstała w Gnieźnie nowa jakość, która mam nadzieję zagości na kolejne lata. Start biegu zaplanowany był przed Katedrą, gdzie odbywały się też oficjalne uroczystości niepodległościowe.
Po odśpiewaniu hymnu (wszystkich czterech zwrotek) o godzinie 11:11 tłum prawie pięciuset biegaczy w biało-czerwonych koszulkach z orłem ruszył na 11-kilometrową trasę, która poprowadzona była ulicą Tumską, św.Wawrzyńca, Słomianką, dalej dookoła jeziora Jelonek i ulicami centrum miasta (dwie pętle) aż do mety usytuowanej na Rynku.
Pogoda w tym dniu była dość łaskawa – temperatura około 10 stopni i lekka mżawka od rana. Plan na bieg był taki, aby pobiec mocno, ale maksymalnie na 80% możliwości ze względu m.in. na niezbyt płaską trasę. Gniezno jak Rzym, jako miasto położone na siedmiu wzgórzach pokazało, że trasa biegu może być dość urozmaicona i kilka podbiegów było dość ciekawych, choć niezbyt ciężkich. Urok biegu w jednakowych koszulkach, niektórzy także wyposażeni w flagi narodowe dostarczane w pakiecie startowym – wszystko to nadawało biegowi świąteczny charakter.
Na trasie starałem się utrzymywać stałe tempo, choć nie spojrzałem na zegarek ani razu. Na mecie zjawiłem się po 45 minutach i 2 sek (28 miejsce i 8 w kategorii M40). Jak na bieg po sezonie biegowym to wynik ok. Na mecie medal w kształcie kotyliona, rogal świętomarciński i woda. Po prysznicu i odebraniu depozytu wróciłem na Rynek na rozmowy ze znajomymi i szybką kawę. Myślę, że takie świętowanie na sportowo ma swój urok i pokazuje nam, że w ten sposób można także uczcić odzyskanie niepodległości przez nasz kraj.