Archiwa miesięczne: Październik 2015

16. PKO Poznań Maraton – 11.10.2015

16. PKO Poznań Maraton, czyli darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby… 🙂

   Pakiet startowy na maraton w Poznaniu uzyskałem dzięki wygranej w konkursie na facebooku i była to kolejna dość niespodziewana wygrana. Co za tym idzie, niespodzianka także w postaci braku odpowiedniego przygotowania. Nie miałem więc jakichś konkretnych oczekiwań na uzyskanie wyniku. Średni czas w Biegu Lechitów także nie wskazywał, że będę mógł pobiec na dobry wynik. Jak się okazało później moje przypuszczenia były słuszne i maraton nie wybacza braku przygotowania. Prognoza pogody wskazywała na dość mocne ochłodzenie na czas maratonu i to także się sprawdziło. Maraton można by nazwać prawie zimowym  – rano temperatura wskazywała -3 stopnie a dość mocno wiejący wiatr jeszcze potęgował uczucie zimna.

   Na szczęście w dniu poprzedzającym maraton wiatr ucichł i od rana miał się dopiero wzmagać od wschodu, czyli na ulicy Warszawskiej i dalej miał wiać w plecy. Siedząc rano w hali Targów Poznańskich w których ulokowane było zaplecze maratonu zastanawiałem się długo jak się ubrać na taki dystans w taką pogodę. Nie miałem doświadczenia długiego biegu w chłodną pogodę, a zapowiadane słońce mogło szybko odmienić odczucie zimna na dworze. Po podjęciu decyzji szybka wizyta w toitoi na dworze, bo wewnątrz tworzyły się już kolejki jak za czasów PRL i ruszyliśmy z Adamem na start. Ustawiliśmy się profilaktycznie między balonikami na 3:15 a 3:30 i po chwili ruszył tłum maratończyków.

3km  13km  po starcie

12km   3,5km

Do około 20km biegliśmy razem z Adamem, potem on skręcił do toitoi’a, a ja niestety musiałem też skorzystać z tego przybytku na 25km na Malcie przed ulicą Krańcową. Na punktach piłem tylko wodę, więc powodem mogą być daktyle z dnia poprzedniego 🙂  Dalej biegło mi się luźno, więc nie forsując tempa przegoniłem grupę na 3:30 na Warszawskiej i leciałem dalej.mpo15_01_jgl_20151011_112257 mpo15_01_jgl_20151011_112257_1Po drodze spotkałem Bergola, z którym potem widziałem się za często. Przed wbiegnięciem do Parku Sołackiego jakiś gość zabiegł mi drogę i wybił mnie z rytmu przez co musiałem dość mocno wyhamować i tak już zostało 😦 Potem dziwny zbieg i podbieg pod Niestachowską i leciało się jakimś chodnikiem.

DSC_5166   35km  35km_1   35km_2

Dalej delikatny podbieg na Wawrzyńca, skręt w Polską i zaczęły się skurcze przywodzicieli. Na to nie byłem przygotowany i od tego momentu (około 33km) zaczęły się się schody. W głowie myślałem żeby tylko dobiec do stadionu Lecha, bo potem będzie już tylko prosta. Ale to nie było takie proste tego dnia i co jakiś czas musiałem przejść w marsz, żeby rozluźnić ścięgna. Upragniony stadion Lecha, który z bliska oglądałem po raz pierwszy zdegustował mnie – pusty z jakąś garstką ludzi. Bieg po jakieś plastikowej platformie na której dziwnie się stawiało kroki… stadion5Nie tego się spodziewałem…. Pusto, zimno i wiało. stadion2   stadion1Chciałem jak najszybciej przebiec ten odcinek, a potem jeszcze gorzej, bo bieg po agrafce na parkingu stadionu i dopiero potem wybieg na ulicę. Dziwnie… Jakby zabrakło na trasie 100m…

    stadion3  stadion4

GrunwaldzkaPo wybiegnięciu na Grunwaldzką wiatr uderzył prosto w twarz, ale to akurat już mi przeszkadzało. Jak tylko nie było problemu ze skurczami, próbowałem mocniej śmigać. Na ostatnim kilometrze dogonił mnie jeszcze kolega, który debiutował w maratonie, ale miał solidnie przepracowane 20 tygodni za sobą, więc to tylko świadczy o mojej słabości. Za bramą już niebieska mata i ostatnie 100 metrów do mety. A potem nic, zero wzruszenia. Eh, jakiś dziwny był ten maraton. Czas netto 3:35:57.

meta1    meta2       meta    meta3

V DYCHA DRZYMAŁY RAKONIEWICE – 4.10.2015

    Na obozie biegowym dowiedziałem się o szybkiej dyszce w Rakoniewicach i pomyślałem, że może warto będzie spróbować powalczyć o nową życiówkę na 10km. Co prawda to było w sierpniu, a zapisy zaczynały się dopiero we wrześniu. Zapisy to była walka o ogień – limit 1000 uczestników został wyczerpany w 28 minut. Zdążyłem jeszcze namówić Krzyśka Przybylskiego na Rakoniewice… i zapisy zostały zakończone. Pod względem organizacyjnym bieg rewelacja, pod względem płaskości trasy .. mhh. Nie było tak zupełnie płasko jak sobie to wyobrażałem i temperatura jak na początek października była bardzo letnia. 21 stopni i pełne słońce, miejscami zupełnie duszno, gdzieniegdzie wiało zimnym wiatrem.

image535 image537

Trasa złożona z dwóch pętli – mało ciekawa, choć na brak kibiców na trasie nie można było narzekać. W kluczowych miejscach w mieście było ich pełno i zagrzewali do biegu w różny sposób.

image2 image1

W Rakoniewicach odbywały się jednocześnie mistrzostwa Polski strażaków, więc tych nie brakowało i zajęli czołowe miejsca w klasyfikacji aż do chyba dziesiątego… Całą trasę trzymałem się za Krzyśkiem w odległości około 50m, ale pod koniec drugiej pętli trochę mi uciekł. Starałem się całość biec równym tempem, ale jak sprawdziłem pierwsze 5km pobiegłem w 4:07, a drugie w 4:12, w tym ostatni km w 3:56.

image3 image4

Bieg zakończyłem w czasie 41:50, więc średnio, a do pobijania życiówki daleko… Takie plany trzeba przełożyć na przyszły sezon i myślę, że powinno się udać.

image13

38. BIEG LECHITÓW – 13.09.2015

plakat-2    Bieg Lechitów miał być sprawdzianem formy po obozie letnim w Jakuszycach. Tydzień spędzony w górach miał dać informację czy po kolejnych dwóch tygodniach poziom wzrósł czy może nic to dało. Strategia na „lechitów” była następująca: pierwsze 7km biegnę lekko bez spiny, ale na najwyżej 80%, druga siódemka to utrzymanie tego tempa, a ostatnie 7km to przyspieszanie jeśli jeszcze będzie z czego 🙂

bieg-lechitow-22

Bieg Lechitów jest zawsze biegiem specyficznym dla mnie ze względu na zawsze wiejący wiatr prosto w twarz, długie nudne proste odcinki i pofałdowaną trasę głównie w końcowym 5-km odcinku. Ta specyfika sprawia że bieg jest dość trudny technicznie i trzeba zostawić siły na sam koniec biegu, nie forsując się wcześniej. Złudne jest także wrażenie bliskości katedry widocznej już od chyba 12-stego kilometra.  W każdym razie starałem się trzymać swojego planu tego dnia i poranny chłód a potem nieoczekiwane wyjście słońca nie zepsuły mi tego.

start   start1start2

Kusiło mnie też aby spróbować startu z pacemakerami na 1:30, ale po starcie wyrwali do przodu zdecydowanie za szybko i początkowe kilometry biegli szybciej niż powinni, więc gonitwa ich byłaby bezsensowna i skutkowała dużym ubytkiem sił. Później okazało się to prawdą i w końcówce biegu wyprzedzałem kilka osób, które zabrały się z tą grupą zająców.

6km   086 11km   12034312_859428754111120_7495855912271681804_o

O ile założenia pierwszej siódemki udało się spełnić, to z drugą było już po japońsku – jako tako. Z trzecią było nie najgorzej, bo dołączył do mnie Tomek Sosiński i biegliśmy razem zmieniając się na prowadzeniu i motywując nawzajem. Koło cmentarza sił już ubywało, ale świadomość bliskości mety nie pozwalała już zwalniać. BL_2

A potem bieg wzdłuż katedry z tłumem kibiców i meta… 13BL   meta2meta Na mecie ładny medal i zadowolenie z osiągniętego czasu. 1:32:57 netto co w połączeniu z wiatrem w twarz i ciepłą pogodą daje obraz tego na co mnie stać w danej chwili, no i najlepszy czas w moich dotychczasowych „lechitach”. 🙂

      bieg-lechitow-16

3. PKO Półmaraton Wielka Pętla Izerska – 18.07.2015

   11659443_655567501240805_4865303842597539408_n 11696525_663503660447189_5253495540687185807_o

     Wielka Pętla Izerska jest moim pierwszym biegiem górskim i jako debiutant nie wiedziałem czego się spodziewać po takim starcie. Pakiet startowy udało się wygrać w konkursie na facebooku i była to niesamowita radość, bo wcześniej myślałem o tych zawodach i zapisach do nich, ale jakoś nie złożyło się do końca. Tym bardziej, że wyjazd do Szklarskiej łączy się zawsze z wyjazdem z całą rodzinką. Czyli teraz motywacja do startu już była, forma jako taka chyba też – potwierdzona we Wrocławiu i później w Nekli, więc tylko sprawdzać się w górach. Niestety tydzień przed wyjazdem po kupnie nowych butów przytrafiła mi się mała kontuzja – skręcenie stawu skokowego w prawej stopie. Aby jak najszybciej wyleczyć nogę przykładałem okłady i smarowałem altacetem, a dodatkowo trzymałem nogę wyżej żeby nie puchła dalej. Ale i tu nie mogło być zbyt dobrze, bo następnego dnia przed domem wichura złamała nam drzewo i ktoś musiał się tym zająć nie patrząc na bolącą nogę. A góry jak to góry mają swoje wymagania i to pewnie też się trochę odbiło. Na szczęście do poniedziałku opuchlizna zeszła i można było delikatnie truchtać. Do soboty czyli zawodów pozostał cały tydzień i miałem nadzieję, że to wystarczy i jeżeli nie będzie szansy na ściganie, to chociaż spokojnie przebiegnę ten półmaraton. Po przyjeździe do Szklarskiej udało się zrobić jeszcze dwa treningi poranne na ulubionej trasie Pod Reglami i zrobić spontaniczny wypad z rodzinką na Samotnię i Strzechę Akademicką 🙂 Na brak ruchu nie można było więc narzekać. W sobotę pogoda powitała nas upałem ponad 30 st. i prognozą deszczu, która jednak się nie sprawdziła. Od rana jednak nawadniałem się jak mogłem. Na starcie spotkałem jeszcze Andrzeja Krzyścina i w towarzystwie Jurka Skarżyńskiego zrobiliśmy wspólne zdjęcie. Dzień wcześniej próbowałem zrobić mały rekonensans początku trasy biegu i wiedziałem że łatwo nie będzie. Droga przy dworcu kolejowym była w remoncie i wyglądała jak typowa kamienista trasa górska 🙂

start   profil_trasy_wpi_2015

Dalej było lepiej, ale do łatwych nie należała.

11143165_681842778615987_2614894312184370093_n

Po starcie starałem się trzymać spokojne równe tempo, choć jak zwykle ustawiłem się chyba za daleko od linii i trzeba było wyprzedać mnóstwo osób wolnej biegnących. Za Szklarską trasa opadała w dół aż do Jakuszyc, a potem wznosiła się długim ciągiem aż do kopalni Stanisław.

11760308_663899960407559_4093719679582066327_n     11208654_663899973740891_4295458836617841212_n

Szkoda, że trasa biegu nie przechodziła bezpośrednio przy kopalni, bo widok tej jest niesamowity.

 249522

Przed kopalnią był usytuowany punkt z wodą i trasa opadała już w dół. Niestety te zbiegi były bardzo niebezpieczne i trzeba było uważać na każdy krok. Po skręceniu kostki musiałem uważać tym bardziej, więc bardzo ostrożnie i wolniej zbiegałem niż inni. Mimo tego upał robił swoje i po pewnym czasie świadomy czasu stwierdziłem, że rekordu żadnego nie pobiję, a przynajmniej w zdrowiu dotrę do mety i częściowo zwalniałem prawie do marszu. Trasa ogólnie bardzo fajna i przyjemna, choć kamieniste zbiegi były niebezpieczne. Do mety na najwyżej położonym stadionie lekkoatletycznym w Polsce dotarłem w czasie 1:48, więc szału nie było,

meta     11179953_601750426595418_2692724977713625930_nale patrząc na temperaturę powyżej 30 stopni i prażące słońce to i tak było nieźle. Mam nadzieję w przyszłym roku wystartować ponownie i porządnie pobić ten czas.

Medal na mecie ładny11214380_655567414574147_6768977466878080498_n, pakiet wypasiony, ale .. był problem z prysznicem. Na placu wystawione były jedynie umywalki. Na to trochę nie byłem przygotowany, bo pokój był oddaliśmy, ale jakoś dałem radę. Z powodu upału nie chciało nam się nawet zostać na losowaniu nagród, ale za to odpoczywaliśmy do popołudnia w parku.