Archiwa tagu: maniacka dziesiątka

XIII MANIACKA DZIESIĄTKA

13 Maniacka Dziesiątka nie mogła być pechowa… I taka nie była 🙂 Choć mogę mieć różne zastrzeżenia tylko i wyłącznie do siebie. 

Zdecydowałem się na start w Maniackiej już w ubiegłym roku, gdyż pamiętałem z ubiegłych lat, że po rozpoczęciu zapisów miejsca kończyły się bardzo szybko. Zapisy były okraszone problemami KB Maniac ze swoim szefem, który postanowił utworzyć nową fundację o podobnej nazwie i pod tą egidą organizować dalej sztandarową imprezę pod nazwą Maniacka Dziesiątka. Sama impreza zorganizowana jak co roku bezbłędnie wraz z biegami dziecięcymi, fajną trasą niezmienną od kilku lat – szybką i płaską. Start z ulicy Baraniaka, zaś meta na Malcie.  Jedyny mankament trasy stanowią ostatnie dwa kilometry już wzdłuż jeziora, kiedy biegnie się wąską asfaltową ścieżką, a często obok niej próbując wyprzedzać innych zawodników i omijać stojących kibiców niezabezpieczoną w żaden sposób trasą. Jest to jednak naprawdę  bardzo malutki minus w stosunku do całej reszty.

Ze względu na problemy z parkowaniem i bliskość dworca pkp zdecydowałem się na dojazd pociągiem na bieg. To była dobra decyzja, bo 20 minutowy spacer z i na pociąg dobrze mi zrobiły. Przed biegiem byłem umówiony z Adamem E. że spotkamy się na miejscu i spróbujemy pobiec razem. Chciałem też stanąć do wspólnego zdjęcia z runnersami z Bank na Zdrowie z banku po rozgrzewce.

Przed startem mimo wyznaczonych stref ludzie i tak stawali gdzie chcieli i nikt tego nie weryfikował. Postanowiłem z Adam stanąć trochę bliżej początku własnej strefy tak, aby nie przepychać się po rozpoczęciu biegu. Jednak to było trochę za mało, bo jak się okazało na mecie, trzeba było stanąć jeszcze bliżej linii startowej i rozpocząć dynamiczniej bieg.   

Piszę tak, bo zaczęliśmy biec dość wolno, a przynajmniej tak się wydawało, bo naprawdę biegliśmy trochę poniżej 4:00. Dalej starałem się mieć bieg pod kontrolą, utrzymując stałe tempo i mozolnie wyprzedzając kolejnych biegaczy, a było ich duuużo. Bieg ukończyło prawie 4600 biegaczy, więc można sobie wyobrazić jakie byłyby tłumy, gdyby organizator nie wyznaczył limitu zapisów. Pogoda tego dnia dopisała, a nawet za bardzo, bo zrobiło się nagle dość ciepło i szybko zweryfikowałem strój biegowy przed samym oddaniem rzeczy do depozytu. Postanowiłem pobiec w krótkim rękawku, ale nie miałem swojego altomowskiego, tylko koszulkę na naramkach. 

Całą trasę biegło mi się bardzo dobrze, nie czułem zmęczenia, ale nie chciałem forsować tempa. Znając topografię terenu (delikatny podbieg na końcu Krakowskiej) oraz przyszłe odczuwalne zmęczenie w końcówce biegu starałem się trzymać tempo i próbować podkręcić w końcówce. Adam trzymał się ze mną i kontrolował odległość. Po wbiegnięciu na teren Malty zrobiło się dość wąsko i trudniej było już wyprzedzać innych zawodników bez zbiegania na boki i po trawnikach.

 Tylko raz spojrzałem na zegarek w okolicy 8 kilometra i wydawało się, że jeśli przyciśnę mocniej to dam radę złamać magiczną 40. Jak się okazało na mecie, zabrakło naprawdę niewiele. Czas netto na mecie to 40:02 🙂 Brutto 40:30. Czas na 5km 20:13brutto (545 miejsce) – 20:03 netto.           

Na złamanie trzeba będzie jednak poczekać, ale jestem po biegu naprawdę zadowolony, bo przed startem nie dawałem sobie wiary w taki wynik i raczej celowałem w okolice 42 minut. Taki czas dobrze rokuje na ten sezon biegowy, choć z tym nigdy nie wiadomo.

    

Bieg ukończony na 488 miejscu open i 120 w kategorii M40, co dobitnie mówi o mocnej obsadzie biegu. Zwycięzca rodem z Kenii miał czas 29:05 i był 16 sekund lepszy od drugiego Adama Nowickiego.